piątek, 10 stycznia 2014

Aktywnego Nowego roku...

... Wszystkim życzę by mieli zapał i chęci do tego co maja zrobić. Życzę wam, aby lenistwo przychodziło tylko w tych momentach, w których jest pożądane (bo to też jest dobrze poleniuchować), a wiadomo że czasami zamiast usiąść z książką siadamy... na chwilę..., ale zaraz nam w oczy się rzuca nie umyty kubek, albo bluza, która mogła by być w szafce, a nie na fotelu obok.


Dzisiaj mam zakwasy na udach i barkach po przedwczorajszej wizycie u siostry (dostała od Mikołaja na XBox'a grę fitness... naprawdę fajna zabawa, działa... zakochałam się w jodze). Zakładanie kurtek/bluz jest niemożliwe ;) Skalpel będzie dzisiaj w toku (trzeba to rozruszać)... mam nadzieję, że będzie to pierwszy dzień nowego toku ćwiczeń.

Moim postanowieniem noworocznym jest... picie!! Tak, dokładnie... picie. Od dziecka dostawałam mało picia, u nas w domu nigdy nie było soków czy kompotów. Do jedzenie nic się nie popijało. Nawet na W-Fie byłam jedynym dzieckiem, które nie miało butelki wody, bo mama uważała, że nie potrzebne. I tak jak od dziecka nic nie piłam, tak na starość nie mam wykształconego uczucia pragnienia. Nie czuję, że muszę się napić, nie pocę się. W kalendarzu zapisuję wszystko co wypiłam. Wyniki są przerażające. Gdyby nie to, że zmuszam się do picia to w zasadzie byłabym o jednej herbacie na dzień (czyli ledwie ćwierć litra!.. o ile w ogóle). Mam butelkę (0,7l) i to jest moje minimum które muszę wypić (+herbatka). Co daje około 1,2l... docelowo chce dojść do 2l w dzień bez ćwiczeń, 2,5l w dzień ćwiczeniowy. Wiem, że to znacznie poprawi moje samopoczucie i zdrowie :D

Tak więc... do butelek moi drodzy :D