Dzisiaj poszalałam, rzuciłam się na Killera.
To niestety jeszcze nie dla mnie. Co prawda nie maszerowałam by odpocząć, ale był moment, gdy moje ćwiczenia były raczej sugestią ruchu niż w ogóle czymkolwiek co by koło ruchu fizycznego stało (hmm... ruch stał? Jestem świeżo po ćwiczeniach, więc mózg dopiero wraca- proszę o wybaczenie). Zmęczyłam się do tego stopnia, że w połowie za ciężko było mi oczy otwierać, więc ćwiczyłam z zamkniętymi oczami ;) A po zakończeniu ćwiczeń się popłakałam. Nie wiem czy ze szczęścia, ze zmęczenia.... Płakałam i nic poradzić nie mogłam, a każde Ewy "spokojnie" powodowało, ze płakałam jeszcze bardziej. Co to endorfiny robią z człowiekiem ;)
Samo kardio było spoko. Tylko ćwiczenia zasadnicze mnie totalnie pogrążyły. Jestem za słaba fizycznie, by niektóre robić (np.: na talię. Nie jestem w stanie na razie tego zrobić nawet jak jestem wypoczęta).
Ale zrobiłam! Cały czas ćwiczyłam, bez "zatrzymywanek".
Ja tam jestem z siebie dumna. Ale jutro jednak skalpel.
Idę po wodę... w gardle Sahara.
Samo kardio było spoko. Tylko ćwiczenia zasadnicze mnie totalnie pogrążyły. Jestem za słaba fizycznie, by niektóre robić (np.: na talię. Nie jestem w stanie na razie tego zrobić nawet jak jestem wypoczęta).
Ale zrobiłam! Cały czas ćwiczyłam, bez "zatrzymywanek".
Ja tam jestem z siebie dumna. Ale jutro jednak skalpel.
Idę po wodę... w gardle Sahara.
killer jest ciężki:) ale dojdziesz do niego:) ja na początku też nie dawałam rady, ale z każdym treningiem jest coraz łatwiej:) ja zamierzam w przyszłym tygodniu spróbować turbospalanie:) i robić jednego dnia killera, kolejnego turbo i tak w kółko:) zobaczymy co z tego wyjdzie:)
OdpowiedzUsuń